Lista porządanych przez pracowników benefitów zmienia się z roku na rok. Często zależy ona od zawirowań gospodarczych w kraju czy sytuacji na świecie. Jest jednak jeden benefit, który pojawiał się w rozmowach pracowników JOST od dłuższego czasu - dofinansowanie do posiłków. Postanowiliśmy nie zwlekać dłużej i podjęliśmy współpracę z firmą SmartLunch. 

SmartLunch 

SmartLunch to platforma służąca do zamawiania posiłków z dofinansowaniem od pracodawcy. Jej użytkownicy mogą zamawiać swoje jedzenie od kilku lokalnych restauratorów przy pomocy aplikacji mobilnej, strony internetowej lub specjalnego SmartBoxu dostępnego na terenie zakładu pracy. Zamówienia będą dostarczane na naszą zakładową stołówkę w czasie wyznaczonych przerw. Każdy z posiłków jest podpisany, tak by trafił do odpowiedniej osoby. 

JOST oferuje swoim pracownikom dofinansowanie do posiłku codziennie od poniedziałku do piątku. W oferowanej przez nas kwocie dostępnych będzie kilka pozycji, tak by każdy mógł skorzystać z benefitu bez konieczności dopłacania do zamawianego posiłku.

Zaczynamy od 1 sierpnia! 

Możliwość zamawiania jedzenia rusza już 1 sierpnia 2023 roku. Kilka dni wcześniej będziemy przygotowywać się do startu razem z przedstawicielem SmartLunch. Na naszej stołówce pojawi się specjalny SmartBox, czyli automat do zamwiania posiłków. Oprócz tego, każdy będzie mógł skorzystać z pomocy przedstawiciela firmy w logowaniu do aplikacji i poruszaniu się po platformie. 

By dołączyć do programu już od samego początku, należy wypełnić deklarację przystąpienia i złożyć ją w dziale HR do 21 lipca. W ciągu pierwszego tygodnia swoją chęć przystąpienia do SmartLunch zadeklarowało 55% firmy! 

Jak ważne są posiłki dla pracowników?

Nawyki żywieniowe pracowników zmieniły się na przestrzeni lat. Gotujemy rzadziej, częściej sięgamy po mniej wartościowe przekąski. Według raportu "Żywieniowe nawyki pracujących Polaków 2022" aż 49% ankietowanych twierdzi, że podczas pracy łatwiej sięgnąć im po niezdrową przekąskę, np. ciasto albo baton. Z czego to wynika? 46% ankietowanych skarży się, że ma za mało czasu i za dużo obowiązków i właśnie z tego powodu dokonują złych wyborów żywieniowych.

Jak pracownicy chcieliby jeść? Przytoczony raport pokazuje, że 79% pracowników wśród swoich wymagań wymienia urozmaicenie i różnorodność posiłków, a 73% zależy na tym, żeby jedzenie było w przystępnej cenie. Benefit SmartLunch spełnia oba wymagania. 

Zalety nowego benefitu

SmartLunch jest świetnym rozwiązaniem dla praktycznie wszystkich grup pracowników. Dzięki możliwośći zamawiania jedzenia każdy ma szansę na spożywanie regularnych, zbilansowanych posiłków podczas pracy. Dodatkowym atutem jest czas wolny, który wcześniej traciliśmy na przygotowywanie pożywienia.

Inne zalety rozwiązania:

  • Łatwe zamawianie – pracownik może zamawiać posiłki z dnia na dzień, lub od razu zaplanować cały tydzień. Wystarczy kilka kliknięć i mamy wybrane ulubione obiady.
    Integracja – wszystkie posiłki dowożone będą na naszą zakładową stołówkę – mamy nadzieję, że dzięki temu więcej osób będzie spędzać tam razem swoje przerwy.
    Różnorodne menu – do dyspozycji naszych pracowników będzie aż pięciu lokalnych restauratorów!
    Regularne odżywianie – mamy nadzieję, że dzięki regularnym posiłkom, samopoczucie naszych pracowników będzie lepsze.
    Wpływ na jakość posiłku – każdy użytkownik może oceniać i komentować zamawiane dania, dzięki czemu restauratorzy udoskonalają swoje menu.
    Proste rozliczenie – w zależności od kwoty zamówionego posiłku, pracownik nie dopłaca do zamówienia lub dopłaca do niego wybierając jako sposób płatności potrącenie z pensji lub wpłaty na wirtualną skarbonkę.

 

System KKS - innowacyjność według JOST

Chociaż zdecydowana większość samochodów ciężarowych ma zamontowany sprzęg siodłowy JOST, na co dzień na drodze ciężko gołym okiem dostrzec nasze produkty. Nasz zespół miał jednak okazję do zobaczenia ich z bliska, w naturalnym środowisku!
 
1 czerwca odwiedził nas pojazd pokazowy z systemem KKS - innowacyjny pomysł JOST przeznaczony dla branży logistycznej. System KSS stanowi przyszłość transportu drogowego. Wykorzystując zaawansowane technologie, umożliwia kierowcom sprzęganie i rozprzęganie naczepy bez konieczności opuszczania kabiny pojazdu. Dzięki zdalnemu sterowaniu, cały proces jest szybki, precyzyjny i bezpieczny - eliminuje potrzebę angażowania się w ręczne czynności, które mogą być czasochłonne i potencjalnie niebezpieczne. System KSS wprowadza nową erę efektywności i oszczędności czasu, co jest niezwykle istotne w dynamicznym świat biznesu dzisiaj.
 
Nasi specjaliści z biura handlowego w Warszawie pokazywali wszystkie możliwości produktów JOST, odpowiadali na nurtujące pytania i zachęcali do obejrzenia działania systemu prosto z kabiny. 
 

Łączymy przyjemne z pożytecznym

Nauki nie warto przyjmować na pusty żołądek - właśnie dlatego zaprosiliśmy nasz zespół, by przed oglądaniem produktów JOST skorzystał z usług food trucka Lele Food. Na każdego bez wyjątku czekało menu pełne smacznych burgerów, tostów oraz frytek. Stworzyliśmy także małą strefę relaksu z leżakami, pufami i stolikami - idealną na chwilę odpoczynku. A po pokazie systemu KKS i obfitym posiłku na pracowników JOST czekała aromatyczna kawa i słodkie pączki. Chociaż dziećmi już nie jesteśmy, chętnie wykorzystaliśmy 1 czerwca do świętowania. Ten mały piknik z atrakcjami to nasze podziękowanie dla całego zespołu za zaangażowanie i dobre wyniki w pracy. 
 
 
 
Adam, Łukasz, Marcin - dziękujemy za zdjęcia!
 

Jacek, na co dzień szef logistyki w JOST Polska, od 10 miesięcy trenuje młodych koszykarzy w SKM Nowa Sól. Podzielił się swoją historią działania na rzecz lokalnej społeczności oraz doświadczeniem łączenia roli zawodowej i trenerskiej.

Jacku, Twoja zawodowa ścieżka to logistyka w firmach produkcyjnych, od 8 lat w JOST. Jak to się stało, że obok tej roli zawodowej, zdecydowałeś się trenować dzieci w koszykówce?

Od "małego" sport był istotną częścią mojego życia. Długo trenowałem piłkę nożną (udało mi się pograć chwilę w IV lidze) oraz koszykówkę (AZS podczas studiów). Od wielu lat jestem też zagorzałym fanem ligi NBA. Tak się złożyło, że z początkiem roku mój syn chciał zacząć trenować właśnie koszykówkę, więc zaczął uczęszczać do nowosolskiej szkółki. Trener prowadzący zajęcia (Piotr Dziug), znając mnie m.in. z parkietów nowosolskiej ligi koszykówki i wiedząc, że czasem jeszcze staram się pobiegać po parkiecie, zaproponował, abym – zamiast siedzieć na trybunach – brał udział w treningu, z korzyścią dla obu stron.😊 Przy okazji wybuchu wojny w Ukrainie duża sala "Elektryka", na której były prowadzone zajęcia, została przekazana do użytku uchodźcom z Ukrainy. W zamian klub otrzymał dwie mniejsze nowosolskie sale, na których prowadzenie zajęć dla większej grupy byłoby ciężkie. To był moment, w którym zadecydowaliśmy, że Piotr zostanie z grupą starszą, a ja z młodszymi będziemy spotykać się na drugiej sali.

Jaką wartość ma dla Ciebie bycie trenerem? Albo inaczej: dlaczego to robisz?

Gdyby rok temu, w grudniu 2021, ktoś mi powiedział, że za dwa-trzy miesiące będę się spotykał z dziećmi 3 razy w tygodniu, aby trenować koszykówkę, to bym nie uwierzył. 😊 Mimo, że ta przygoda trwa już prawie rok, to z każdym miesiącem sprawia mi więcej frajdy. Lubię dzieci, a możliwość przyczyniania się do ich rozwoju i to w mojej ulubionej koszykówce jest dla mnie dodatkową motywacją.

Co szczególnie lubisz w roli trenerskiej? A co jest trudne dla Ciebie?

Tu nawiążę do poprzedniego pytania. Lubię obserwować, jak rozwijają się poszczególne jednostki oraz zespół jako całość. Dużą satysfakcję daje mi sytuacja, w której widzę, że rzeczy, które jeszcze chwilę temu były trudne, zawodnicy robią z coraz większą łatwością. Dodatkowo szczerość dziecięcych reakcji jest super fajną sprawą. Niektórzy po nieudanych akcjach potrafią się "obrazić na świat", a inni przy skutecznym wykonywaniu zagrań potrafią stwierdzić, że "spełniają się ich marzenia".

Pytasz jeszcze o trudności... Zapanowanie nad grupą ponad dwudziestu dzieci w wieku 8-12 lat bywa czasem trudne. 😊 Dzieci miewają niewiarygodne pomysły, np. jaki psikus zrobić koledze/koleżance. Do tego łatwo tracą koncentrację. Powiem tylko, że są na to sposoby. Szczególnym przyjacielem trenera są np.... pompki. 😉

Podziel się proszę dotychczasowymi odkryciami płynącymi z bycia trenerem? Czego ważnego dla siebie miałeś okazję nauczyć się dotychczas?

Aby nigdy pochopnie nie oceniać potencjału. Każdy trening może Cię zaskoczyć i są dni, w których dzieci robią postępy w "siedmiomilowych butach".

Czy bycie trenerem sportowym wpływa na Twoją szefowską rolę?

Treningi, jak już mówiłem, dają mi dużo frajdy, pozwalają "zresetować" głowę i są czasem odcięciem. Ostatni rok w naszych firmowych realiach nie jest łatwy, ale dzięki takiej odskoczni mam więcej energii do zmagania się z codziennymi wyzwaniami w pracy.

IMG-20221130-WA0003.jpg

Jakie masz plany trenerskie na najbliższy czas?

W międzyczasie zdałem egzamin na "Trenera koszykówki klasy II" i póki co na tym poprzestanę. Chociaż wieczorami przeglądam dużo materiałów, aby zwiększyć swoją wiedzę oraz urozmaicić zajęcia. W tym roku przygotowuję nasz "narybek", aby móc w przyszłym sezonie wystartować w lidze młodzików. Cel nadrzędny jest jednak niezmienny: zarazić dzieci koszykówką i współpracą w zespole.

Dziękuję za rozmowę, no i trzymamy kciuki za Wasze cele!

Na początku 2008 roku nasz zakład nie wyglądał jeszcze tak, jak obecnie. Duża hala produkcyjna i budynek administracyjny były dopiero w trakcie budowy, a pierwsze siodła powstawały w tymczasowej hali. Właśnie tak kształtowały się początki Dariusza i Marka - pracowników z najdłuższym stażem w JOST Polska. Jak wspominają ten czas? O to zapytaliśmy przy okazji ich 15 rocznicy pracy!

Co zadecydowało, że od tylu lat tworzycie JOST Polska?

Dariusz: Najważniejsze co zadecydowało o tych wszystkich latach tutaj to stabilność pracy i atmosfera w zespole. Pracuję tu od początku, kiedy zaczynaliśmy jeszcze w tymczasowym miejscu. Nikt jeszcze nie wiedział, co to będzie.

Marek: Na rozmowę przyszedłem do kontenera, który stał w szczerym polu… Jakiś taki strach był.

Dariusz: Ja akurat jechałem z ówczesnym kierownikiem na rozmowę kwalifikacyjną do Niemiec. Rozmawiałem z Kurtem Bauerem i Ralfem Eichlerem, którzy przedstawili nam szczegółowy plan na ten zakład. Wtedy podpisałem też umowę i jestem tu już te 15 lat. 😊 Wcześniej nie wiedziałem, czym jest JOST, musiałem trochę poczytać. Byłem zdziwiony, jak się okazało, że to światowy gigant w swojej branży. 

Marek: Mnie trzyma w JOST kilka rzeczy. Przede wszystkim ta stabilność firmy – nie da się ukryć, że daje to pewną wygodę i pozwala na pozostanie w swojej strefie komfortu. Z drugiej strony… jestem tutaj od początku, przechodziłem wszystkie etapy – zaczynałem jako operator maszyn, pracowałem też na śrutownicy i przy produkcji dyszli. Moje doświadczenie rosło i w pewnym momencie otrzymałem propozycję objęcia funkcji lidera. Pamiętam firmę na początku, ale to był chaos! Z czasem zobaczyłem jednak, że pewne rzeczy zaczynają się zmieniać, dobrze układać i idzie to w ciekawym kierunku. Nie czuję potrzeby zmieniać miejsca, w którym czuję się dobrze.

Jakie to uczucie być najdłużej pracującymi osobami w zespole?

Marek: Nie zastanawiałem się nad tym… Ten czas tak szybko leci! Nad moim biurkiem wisi zdjęcie z mojego dziesięciolecia. Mam wrażenie, że to było całkiem niedawno, a to już pięć lat minęło. Tu się tyle dzieje, że czasem ciężko spamiętać wszystko i łatwiej odnieść się do konkretnych wydarzeń niż dat.

Jak myślę o tym stażu, to największą radość przynosi grupa ludzi, z którymi ten czas spędziłem. Jako lider tworzę znakomity zespół, który też składa się z osób z imponującą historią.

Dariusz: Tak, udało nam się stworzyć fajną atmosferę w naszym obszarze. Są ludzie, którzy odeszli, ale wrócili, bo tutaj jednak było lepiej. Patrząc na całego JOSTa, mam wrażenie że jesteśmy najlepszą drużyną. 😊 Nie ma problemu, kiedy trzeba współpracować, czy dogadać się między sobą; nie ma też większych zgrzytów. Wiadomo, że praca nie zawsze jest łatwa – czasem trzeba się zmęczyć i ubrudzić, ale dajemy sobie radę. Z boku może wyglądać, że stoimy przy maszynach i tylko wciskamy przyciski, ale to jedynie część naszego dnia. Dobrze to działa, i to jest dla nas najważniejsze.

Patrząc na te 15 lat w JOST – jest coś, za czym tęsknicie z początków firmy?

Marek i Dariusz: Nie, zdecydowanie nie.

Marek: Te początki JOSTa nieźle dały nam w kość. Zakład nie był tak dobrze dostosowany do procesu produkcyjnego, wiele rzeczy wymagało poprawy. Jak jeszcze pracowałem jako operator, to pracowało się na różnych poziomach – trzeba było wejść po schodkach, wykonać pracę, zejść po schodkach, odłożyć produkt na paletę…

Dariusz: Tak, były jeszcze schodki przy maszynach. Wszystko robiło się samemu.

Marek: Dzisiaj jak patrzę na operatorów, to zazdroszczę im pewnego komfortu psychicznego i fizycznego – w porównaniu oczywiście do początków JOSTa. Pracują często w systemie dwie osoby na trzy maszyny, ale nie muszą dodatkowo schodzić, ich stanowisko pracy jest na tym samym poziomie, mają pewne ułatwienia. Jak sobie przypomnę tamte czasy to mam refleksję: „O matko, ja to robiłem?”.

Jak oceniacie atmosferę i dbałość o pracownika? Dużo się zmieniło od 2008 roku?

Dariusz: Jest coraz więcej działań, które podejmuje firma – benefitów, wydarzeń, dbałości o bezpieczeństwo.

Marek: Panuje tutaj rodzinna atmosfera i wcale nie jest to przesadą. W moim obszarze pracowali już członkowie rodzin – ojcowie, matki, synowie. Liczy się otoczenie, ale najważniejszy jest szacunek w relacji lider-pracownik. To musi działać – jesteśmy przecież drużyną, musimy dążyć do wspólnego celu.

Dariusz: Jedyne za czym tęsknię, to rzeczywiście czasy, kiedy mieliśmy większy zespół i ta praca inaczej się rozkładała. Każdy był przypisany do jednej maszyny, teraz musimy organizować to trochę inaczej.

Marek: Patrząc ogólnie jestem dumny z tego, że udało mi się stworzyć taką grupę ludzi, dobrze dopasować zespół. To wymaga umiejętności, ale też doświadczenia. Muszę wiedzieć, co pracownicy dadzą radę załatwić sami, kiedy lepiej się nie wtrącać, a kiedy potrzebują mojego wsparcia.

Dariusz: Wiele problemów staramy się rozwiązywać samodzielnie w zespole, między sobą. Tego też nauczyliśmy się przez te wszystkie lata.

Jak reagujecie na zmiany w JOST?

Marek: Zawsze, jak pojawia się coś nowego, to pojawia się też lekka obawa przed zmianami. Jeśli ktoś, kto wprowadza zmianę, wyjaśni nam wszystko dokładnie, podpowie, to szybciej pojawi się zrozumienie i akceptacja. Lubimy widzieć, że coś ma sens – dopiero wtedy jesteśmy zaangażowani.

Dariusz: Trafił nam się fajny technolog, Piotrek, który dużo wie i rozumie. Ale nic dziwnego, zaczynał z nami na obszarze jako operator. To dużo dla nas znaczy, bo wiemy, że ma świadomość, z czym się mierzymy i czego potrzebujemy. Cieszy nas też to, że udało mu się pójść wyżej i rozwija się teraz w tym, czym lubi.

 

Marek: Wiele osób zaczynało jako operatorzy maszyn, a teraz pracują jako liderzy czy kierownicy. To też mnie bardzo cieszy, że z mojego działu wywodzi się tyle istotnych dla firmy osób. Ważne jest też dla mnie to, że te osoby, które pracują tutaj w moim dziale od lat są trzonem firmy.

Dariusz: Jakby był zły lider, to nie byłoby tego trzonu, o którym mówi Marek. Znamy się od lat, współpraca nam się układa. Jakby nie pasowało, to pewnie szukalibyśmy dla siebie miejsca gdzieś indziej. JOST to stabilna firma, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek były jakieś problemy – z wypłatą, z pomocą dla pracowników. Nawet w trakcie pandemii.

Jak podsumujecie te 15 lat? Macie jakieś marzenia lub cele na kolejne lata?

Marek: Życzę sobie, żeby utrzymywało się to, co jest. Zależy mi na tym, że tak jak do tej pory JOST podchodził z szacunkiem do pracownika, żeby to się utrzymało. Będziemy się szanować – będziemy góry przenosić. Zawsze słucham swoich pracowników – co można zmienić, co nowego można wprowadzić, co polepszyć. Jeżeli to ma sens, to działamy razem.

Dariusz: Nim się człowiek zorientował, minęło 15 lat. Nigdy nie myślałem, że tak długo będę tu pracować. Co dalej? Zobaczymy – na razie jest dobrze tak, jak jest.

dariusz oberda pietnastolecie

 

Paweł, na co dzień lider obszaru produkcyjnego w JOST Polska, od 14 miesięcy pełni funkcję sołtysa we wsi Bycz, w której mieszka. Podzielił się swoim doświadczeniem działania na rzecz lokalnej społeczności oraz doświadczeniem łączenia roli zawodowej i społecznej.

Paweł, Twoja zawodowa ścieżka to firma produkcyjna, od 11 lat w JOST. Jak to się stało, że obok tej roli zawodowej, zostałeś sołtysem?

Po przeprowadzeniu się na wieś pomyślałem, że jak uporządkuję już wszystkie tematy związane z domem, to może zobaczę czy podołałbym jako sołtys tej wioski. Czyli tak sobie liczyłem, że może za 4 lata. Sprawy potoczyły się jednak inaczej, bo poprzedni sołtys zrezygnował i zaproponowano moją kandydaturę. Uważałem wtedy, że nie sztuką jest narzekać na stan wioski, że nic się nie dzieje i brakuje wielu udogodnień w porównaniu do innych miejscowości, ale może spróbować coś z tym zrobić. Trochę się zastanawiałem i w przededniu wyborów zdecydowałem: „niech się dzieje” .

Jaką wartość ma dla Ciebie bycie sołtysem albo inaczej: dlaczego to robisz?

Satysfakcjonuje mnie bycie potrzebnym. Nawet więcej: napędza mnie załatwianie spraw ważnych dla mieszkańców. Nawet jeżeli z Urzędu Miasta wyjdę „z kwitkiem” to i tak wiem, że podjąłem rękawicę, że coś zrobiłem i włożyłem w to swój cenny czas. Oczywiście nie zawsze mam na wszystko siłę i możliwości, ale mimo to próbuję zmieniać nasze wspólne otoczenie na lepsze.

Na czym polega bycie sołtysem? Jakie zadania realizujesz?

Główne zadania, jakie na mnie spoczywają to nadzór i gospodarowanie mieniem gminnym, realizacja inicjatyw społecznych, rozpatrywanie spraw socjalno-bytowych, podejmowanie inicjatyw kulturalnych. Do tego organizacja zebrań sołectwa, składanie różnych wniosków w Urzędzie Gminy, realizacja i nadzór nad budżetem na dany rok. Biorę też udział w sesjach Rady Miasta. W skrócie można powiedzieć, że jestem „łącznikiem” (między mieszkańcami a organami gminy), „organizatorem” (np. zebrań) i „administratorem” (zbieram podatki, nadzoruję wykonywaniem ustaw gminy, powiatu czy województwa). Tak jak w pracy mamy regulamin i opis funkcji, tak w roli sołtysa mamy statut sołectwa, w którym wszystko jest opisane.

Co szczególnie lubisz w roli sołtysa? A co jest trudne dla Ciebie?

Największą radość przynoszą mi załatwione sprawy, nawet te najmniejsze sukcesy. Na przykład to, że gmina zgodziła się na realizację któregoś z moich wniosków lub też większe, kiedy udało mi się pozyskać dodatkowe środki na pomoc mieszkańcom. Niestety są też mniej przyjemne sytuacje, które nie ukrywam, ale mnie demotywują. Budżet, jaki jest przydzielany na sołectwo trzeba tak zaplanować, żeby wystarczyło na niezbędne potrzeby sołectwa w dziedzinie utrzymania i infrastruktury sołectwa, organizacji imprez i utrzymania świetlicy wiejskiej. Jeżeli w trakcie roku pojawi się potrzeba inwestycji w coś spoza zaplanowanych środków, to marna szansa, że gmina przeznaczy na to dodatkowe fundusze. Tak to już jest. Drugą bolączką jest to, że nie mogę znaleźć funduszy na budowę placu zabaw dla dzieci. Frustruje mnie to, szczególnie gdy przejeżdżam przez inne wioski z nowymi, pięknymi i dobrze wyposażonymi placami zabaw. Od początku kadencji postawiłem sobie za cel, że coś z tym zrobię. Poczyniłem już dużo kroków w tej sprawie i jest naprawdę ciężko. Na razie jeszcze się nie poddaję. Pracuję też nad zaangażowaniem mieszkańców do wspólnych działań. Ważna jest np. frekwencja na zebraniach, na których można coś ustalić i wspólnie zaplanować. Cieszę się, że z zebrania na zebranie przychodzi coraz więcej osób. Kolejną sprawą jest wspólny udział w różnych inicjatywach. Chodzi o zrozumienie, że praca na rzecz naszego wspólnego dobra wymaga wspólnego wysiłku i że to nie „one man show”. A także wiarę, że można zrobić naprawdę dużo, ale potrzebne jest wspólne działanie.

Czy w jakiś sposób wykorzystujesz umiejętności zawodowe w funkcji sołtysa? I odwrotnie: czy bycie sołtysem wpływa na Twoją szefowską rolę?

Dobrym przykładem jest prowadzenie zebrań. Tu umiejętności z pracy zawodowej mi się przydają. Sąsiadowi nie mogę wydać polecenia, żeby poszedł skosić trawę na boisku, ale troszkę pomagają mi inne zdobyte do tego narzędzia wpływu. 😊 W pracy radzę sobie z odważnymi i odpowiedzialnymi decyzjami i takie też realizuję jako sołtys. W obydwu rolach wciąż rozwijam umiejętności komunikacyjne i organizacyjne. Te doświadczenia na pewno się przenikają.

 

 

Czy w jakiś sposób wykorzystujesz umiejętności zawodowe w funkcji sołtysa? I odwrotnie: czy bycie sołtysem wpływa na Twoją szefowską rolę?

Dobrym przykładem jest prowadzenie zebrań. Tu umiejętności z pracy zawodowej mi się przydają. Sąsiadowi nie mogę wydać polecenia, żeby poszedł skosić trawę na boisku, ale troszkę pomagają mi inne zdobyte do tego narzędzia wpływu. 😊 W pracy radzę sobie z odważnymi i odpowiedzialnymi decyzjami i takie też realizuję jako sołtys. W obydwu rolach wciąż rozwijam umiejętności komunikacyjne i organizacyjne. Te doświadczenia na pewno się przenikają.

Z jakich swoich działań w roli sołtysa dotychczas jesteś szczególnie dumny?

Zakończyliśmy budowę wiaty przy boisku, która została rozpoczęta parę lat temu i stanęła w miejscu. Przy pomocy jednego z mieszkańców zamknęliśmy temat. Zakupiliśmy i postawiliśmy miejsce do składowania narzędzi i innych rzeczy potrzebnych do utrzymania porządku na wsi. Pozyskałem środki zewnętrzne na zabawę mikołajkową dla dzieci, na której mi bardzo zależało. Cieszę się również z tego, że firma, w której pracuję wspiera różnego rodzaju akcje charytatywne, w które włączają się pracownicy. Udało się więc pomóc w walce z chorobą naszej małej sąsiadce Mai.

Dziękuję za rozmowę i życzę dużo energii do działania i dalszych sukcesów!